Pan jest blisko!

Na czym skupieni są pasterze Kościoła?

Wszystkie te cele są słuszne i warte realizacji. Każdy z nich ma swoje miejsce w planie Boga dla świata. Każdy z nich może jednak być na tyle absorbujący, że stracimy z pola widzenia to, co w danej chwili dla Boga najważniejsze. Możemy tak bardzo zająć się głoszeniem Ewangelii, że zaniedbamy żywą więź z Bogiem na modlitwie. Możemy tak bardzo dbać o potrzeby naszych wiernych, że nie będziemy umieli stawiać przed nimi wyzwań, które stawia im sam Bóg. Możemy tak bardzo zatopić się w uwielbieniu Boga, że nie dostrzeżemy ludzi dookoła, którzy nie znają Ewangelii i błąkają się w ciemności.

Jak sprawić, aby cele, które realizuję jako pasterz Bożego stada, były rzeczywiście zgodne z Bożym priorytetem?

Jest jeden, jedyny sposób, aby tak się stało. Zacząć trzeba od osobistej modlitwy, w której dam możliwość Bogu, aby On sam przemówił do mnie. Jeśli stanę przed Bogiem w postawie gotowości i wiary, On na pewno pokaże mi, którędy mam iść. Dotyczy to zarówno mojego osobistego życia, jak i powierzonej mi posługi. Ale Bóg przemawia nie tylko na modlitwie i nie tylko na mojej własnej modlitwie. Jeśli otwieram się na Słowo Boże, muszę czytać Słowo Boże spisane w Biblii. Muszę przyjąć je także od moich braci, którzy zechcą mnie napomnieć, albo przekażą mi jakieś proroctwo lub słowo poznania. Bóg może chcieć przemówić poprzez otwarcie lub zamknięcie przede mną jakichś możliwości. Wszystkie inne sposoby, w jakie Bóg przemawia do mnie, zależne są jednak od mojej własnej modlitwy: modlitwa przygotowuje mnie na wszelkie inne znaki, przychodzące od Boga. Modlitwa i rozeznanie duchowe potrzebne jest także po każdym przychodzącym z zewnątrz znaku czy słowie od Boga.

Nie pragnę narzucać ci Słowa Bożego. Ty sam musisz usłyszeć i zrozumieć, czego pragnie od ciebie Bóg. Ale pragnę pokazać znaki czasów i Słowo Boże, kierowane do Kościoła, wobec którego nie możesz przejść obojętnie.

Co Bóg mówi dziś do Kościoła?

Wielu pasterzy Kościoła w ciągu ostatnich lat i miesięcy wskazuje na wypełnianie się proroctw dotyczących czasów ostatecznych. Jeśli chcesz wiedzieć, o czym mówią, przeczytaj księgę Daniela (zwłaszcza rozdziały 2 i 7-12), księgę Joela (3,1-4,21), księgę Zachariasza (rozdz. 5, 8-14), księgę Ezechiela (rozdz 37-39). Interpretację tych proroctw znajdziesz np. u Ricka Joynera, Johna Hagee, na stronach www.raptureready.com. Zwłaszcza ta ostatnia strona godna jest polecenia. Niektóre osoby pod wpływem ewidentnych znaków zbliżania się wypełnienia czasu zaczęły doszukiwać się takich znaków wszędzie, próbując nawet wyznaczać datę powtórnego przyjścia Chrystusa. Tego rodzaju zabiegi nie mają nic wspólnego z proroctwem ani z jego interpretacją, a są jedynie wynikiem ludzkiej ciekawości. Autorzy Rapture Ready kładą nacisk na zrozumienie pewnego Objawienia, zawartego w Biblii i tego, w jaki sposób Słowo Boże wypełnia się w naszych czasach, nie zaś na rozważanie jakichś prywatnych objawień pojawiających się tu i ówdzie, przepojonych często duchem sensacji, ciekawości, krytyki i doszukiwania się wszędzie śladów Antychrysta. W pełni zgadzam się z krytyczną postawą Rapture Ready wobec takich "objawień". Jednocześnie jednak sam w sercu słucham Boga i nie mogę przemilczeć faktu, że w ostatnich latach nieustannie podczas modlitwy kieruje On moje oczy w stronę Jerozolimy, Góry Syjon i przypomina o zbliżającym się Dniu Pańskim.

Jezus Chrystus nie mówił nam, że mamy doszukiwać się znaków Jego powtórnego przyjścia w mniejszej lub większej częstotliwości kataklizmów naturalnych. Owszem, kataklizmy dają do myślenia, ale nie są jednoznacznym znakiem powrotu Chrystusa. Podobnie nie są pewnym znakiem Jego przyjścia wojny czy pogłoski wojenne (tzn. nie wystarczą one same w sobie, żeby uznać, że Chrystus już nadchodzi - choć faktycznie będą się pojawiać przed "początkiem boleści") ani pojawianie się takich czy innych cudotwórców, krasomówców, czy też kogokolwiek, kto twierdziłby, że występuje w imieniu Mesjasza (Mt 24,4-6.23-28).

Jest natomiast oczywiste, że według Pisma Świętego koniec czasów związany jest z zebraniem Izraela na nowo spośród narodów pogańskich, z odbudową Jerozolimy, z pozornym pokojem pomiędzy Izraelem a narodami ościennymi przerwanym przez zmowę Narodu z Północy (Rosz lub Magog) z narodami ościennymi, które wyruszyć mają przeciwko Izraelowi (Ez 38-39). Sam Jezus każe nam patrzeć na "drzewo figowe", które symbolizowało naród izraelski (por. 1Krl 5,5; Jr 8,13; Jr 24,1; Za 3,10; Łk 13,4-9) - nie zaś na trzęsienia ziemi czy wybuchy wulkanów (Mt 24,24-33).

Spójrzmy na kilka fragmentów:

Jr 16,14-16: "Dlatego oto nadejdą dni - wyrocznia Pana - kiedy nie będą już mówić: Na Pana żyjącego, który wyprowadził synów Izraela z ziemi egipskiej, lecz raczej na Pana żyjącego, który wyprowadził synów Izraela z ziemi północnej i ze wszystkich ziem, po których ich rozproszył. I sprowadzę ich znów do ziemi, którą dałem ich przodkom. Oto posyłam po wielu rybaków - wyrocznia Pana - by ich wyłowili, a następnie poślę wielu myśliwych, by polowali na nich na wszystkich górach i na wszystkich pagórkach, i we wszystkich rozpadlinach skalnych."

Od spustoszenia Jerozolimy przez Tytusa (ok. 70 AD) ziemia Izraela deptana była przez pogan (por. Łk 21,24). W 135 r. nazwa Judea została wymazana z mapy świata po nieudanym powstaniu Bar Kochby i przemianowana przez ces. Hadriana na Palestynę. W XIX wieku pośród Żydów europejskich pojawił się ruch syjonistyczny, założony przez austriackiego Żyda, Teodora Herzla. Jego celem była odbudowa państwa żydowskiego na terenach przeznaczonych dla niego przez Boga, to znaczy w ówczesnej Palestynie (choć sam Herzl nie kierował się pobudkami religijnymi). Nadmienić należy, że XIX-wieczna Palestyna była krajem przysłowiowej "nędzy i rozpaczy". Było to pustkowie zdolne utrzymać populację zaledwie kilkusettysięczną. Ówczesna populacja Palestyny składała się niemal wyłącznie z arabskiej biedoty, nomadów. Apele o powrót Żydów do tej ziemi nie spotkały się z entuzjazmem. Jedynie kilkanaście tysięcy osób dało się przekonać apelom syjonistów. Dziś możemy powiedzieć, że Herzl był jednym z tych "rybaków", którzy wyłowili Żydów. Po I wojnie światowej Wielka Brytania w pewnym stopniu wsparła wysiłki syjonistów (por. http://www.jewfaq.org/israel.htm) - stąd tzw. Deklaracja Balfoura, obiecująca wsparcie ich sprawy przez monarchię brytyjską, która w tym czasie sprawowała protektorat nad Ziemią Świętą. Nie trzeba przypominać, co stało się później w Europie. 6 milionów Żydów zostało zgładzonych przez nazistów, zgodnie ze słowami proroka Jeremiasza: byli to myśliwi, którzy polowali na nich wszędzie, wyławiając ich z każdej kryjówki. Gdybyż Żydzi wcześniej posłuchali apeli syjonistów! Spróbujmy przeczytać przepowiednię z księgi Amosa: Am 8,1-9,15. Niektórzy mogą sądzić, że wizja ta odnosi się do powrotu Żydów z niewoli babilońskiej. Werset 9,15 jasno mówi, że nie jest to prawda: "zasadzę ich na ziemi, a nigdy nie będą wyrwani z ziemi, którą im dałem - mówi Pan Bóg twój". Wizja ta - jak inne proroctwa - po części spełniła się rzeczywiście w czasach starotestamentalnych, ostateczne wypełnienie znajduje jednak dopiero w Chrystusie, a konkretnie - w czasach ostatecznych. "Nigdy" nie może się odnosić do powrotu z niewoli babilońskiej, bo przecież po 135 AD Żydzi zostali wyrwani ze swej ziemi. Czyż obraz Am 8,1-7 mówiący o Żydach miłujących pieniądze nad wszystko, nieuczciwych i niegodziwych handlarzach, nie odpowiada dokładnie wizerunkowi Żyda, który naród wybrany wyrobił sobie w Europie w ciągu wielu wieków pobytu? Gdzie i kiedy na wszystkie żydowskie głowy Pan sprowadził łysinę (Am 8,10), jeśli nie w obozach koncentracyjnych II wojny światowej? Kiedyż zniszczono wszelkie pisma żydowskie, tak że nawet krążąc od morza do morza, od północy ku wschodowi, nie można było odnaleźć Słowa Pańskiego? Jaki sens miałaby wędrówka Żydów z północy na wschód, gdyby rzeczywiście chodziło o niewolę babilońską?

14 maja 1948 r. Brytyjczycy wycofali się z Ziemi Świętej, a dzień później tamtejsi Żydzi ogłosili powstanie państwa Izrael. Pomimo kolejnych wojen, które wydały Żydom państwa arabskie - ze wsparciem Związku Radzieckiego - Izrael stale się umacniał. W 1967 r. po tzw. wojnie sześciodniowej (podjętej, aby przeciwstawić się mobilizacji wojsk arabskich, które zgromadziły się na wszystkich granicach Izraela: http://www.yahoodi.com/peace/sixdaywar.html) Izrael zdobył Jerozolimę, a także tzw. Zachodni Brzeg oraz Strefę Gazy. Wszystkie te miejsca stanowią obszar obiecany Żydom zarówno przez Brytyjczyków, jak i w Biblii - przez samego Boga.

Wypada zadać sobie pytanie: czy kiedykolwiek w historii był taki moment, w którym moglibyśmy przyznać, że proroctwo z księgi Jeremiasza się wypełniło? Od zniszczenia Jerozolimy ustała ofiara w świątyni (zgodnie z proroctwem Dn 9,26-27), a naród żydowski uległ rozproszeniu. Nie mógł być to więc żaden czas pomiędzy wiekiem I a XX. W 1948 r. na nowo powstało państwo Izrael - i zgodnie z obietnicą Boga ziemia, która z ledwością mogła wykarmić kilkaset tysięcy arabskich nomadów zakwitła i wydała z siebie wszelkie bogactwa, tak że obecna populacja Izraela wynosi ponad 5 milionów mieszkańców! (por. Jl 4,17-18 oraz Am 9,13-14). Żydzi istotnie znaleźli się w Ziemi Świętej za sprawą "rybaków", którzy najpierw zachęcali ich do przyjazdu, a następnie za sprawą "myśliwych", którzy wyniszczyli niemal całą europejską ludność żydowską. Przed II wojną światową w Polsce mieszkało ok. 3 mln Żydów. Obecnie jest zaledwie kilka tysięcy. Czy rozsądnie rzecz biorąc, możemy przypuszczać, że proroctwo Jeremiasza dotyczy jakiegokolwiek innego momentu w historii?

Pismo Święte mówi jednak coś jeszcze: przed powtórnym przyjściem Chrystusa nastąpić musi kilka wydarzeń. Z Ez 38,11-15, Dn 7,19-8,26, Mt 24,8-14, Ap 13, Ap 17-18 i 2Tes 2,3-12 wynika, że nastąpi okres pozornego pokoju między narodami ościennymi a Izraelem, czas "wielkiej boleści" (lub wielkiego prześladowania) związanej z panowaniem Antychrysta oraz zabranie Kościoła Bożego do nieba (1Tes 4,16-17).

Okres pozornego pokoju między narodami ościennymi a Izraelem trwa obecnie. Jest to czas, w którym podpisywane są rozmaite traktaty pokojowe (w tej chwili obowiązuje tzw. "Roadmap", czyli Mapa Drogowa), które służą jedynie przedłużaniu sytuacji niepewności: ani palestyńscy Arabowie nie mają bowiem zamiaru tolerować istnienia państwa Izrael, ani tym bardziej państwa ościenne. W styczniu 2006 mamy z jednej strony wysiłki "wielkiej czwórki" (UE, Stany Zjednoczone, Rosja, ONZ), aby "mapa drogowa" była realizowana mimo wszystko, nawet za cenę oddania Arabom ziemi należnej Izraelowi (Gaza, Zachodni Brzeg, Jerozolima), brak przywódcy Izraela (Ariel Szaron w stanie śpiączki) - a z drugiej wybory w Autonomii Palestyńskiej, które wygrywa zdecydowanie Hamas, organizacja terrorystyczna mająca za główny cel zniszczenie Izraela oraz z dnia na dzień straszniejsze groźby ze strony Iranu wraz z jego szalonym prezydentem (Mahmud Ahmadineżad), który otwarcie nawołuje do wymazania Izraela z mapy ziemi, podejmuje wysiłki mające na celu jak najszybsze uzyskanie broni atomowej, zapowiada wspieranie terrorystów. Co może z tego wyniknąć? Czy Bóg zrezygnuje ze swoich planów i pozwoli Izraelowi uzyskać pokój za cenę rezygnacji z jego własnej ziemi? Nie sądzę... Pozostaje pytanie, jak długo jeszcze da się przeciągać ten pozorny proces pokojowy, który w istocie polega na odbieraniu Żydom ziemi, która została im obiecana przez ludzi i przez Boga.

Kilka newsów z ostatniego czasu:

Mahmud Ahmadineżad już niejednokrotnie wywoływał oburzenie. Nie tak dawno w wykładzie dla studentów stwierdził, że Izrael "powinien być wymazany z mapy świata", potem swoją ideę uzupełnił pomysłem deportacji Żydów na Alaskę.
Wczoraj Ahmadinedżad spotkał się w stolicy Syrii Damaszku z przywódcami Hamasu i Islamskiego Dżihadu. Choć oba te ugrupowania stoją za zamachami terrorystycznymi w Izraelu, a Dżihad swój ostatni zamach w Tel Awiwie, w wyniku którego rannych zostało 19 osób, przeprowadził zaledwie dzień przed spotkaniem z Ahmadineżadem, irańskiemu prezydentowi to nie przeszkadzało. Podczas spotkania zadeklarował "silne poparcie dla walki narodu palestyńskiego", a przywódcy Hamasu i Dżihadu obiecali, że swoją "walkę będą kontynuować".
(http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34217,3123789.html)
Gdy Prezydent Ahmadinedżad występował w ONZ we wrześniu 2005, nagle poczuł, że otacza go światło. To nie były reflektory - powiedział. Było to światło z nieba. Ahmadinedżad opowiedział swoje nadprzyrodzone doświadczenie podczas filmowanego spotkania z wybitnym ajatollahem w Teheranie. (...) Członek jego świty w ONZ pierwszy powiedział mu o tym świetle. "Gdy zacząłeś od słów 'w imię Boże' - ujrzałem światło, które otaczało cię i chroniło aż do końca". Ahmadinedżad potwierdził odczucie identycznej obecności. "Sam również to odczuwałem, że atmosfera zmieniła się i przez 27-28 minut przywódcy nie mogli nawet mrugnąć okiem ... ich oczy i uszy otwarte były na przesłanie z Republiki Islamskiej” - powiedział ajatollahowi Javadi-Amoli.
Wizja Ahmadinedżada w ONZ mogłaby być uznana za polityczne pozerstwo, gdyby nie wygłaszał całego szeregu podobnych oświadczeń i nie podejmował działań, które świadczą o tym, że wierzy on, że jest powołany do spowodowania nadejścia "Czasów ostatecznych" - końca świata, poprzez przygotowanie ścieżki na powrót szyickiego mesjasza islamskiego [Mahdiego]. Biorąc pod uwagę, że Iran cały czas prowadzi swój podejrzany program nuklearny, co może doprowadzić Republikę Islamską niebezpiecznie blisko możliwości użycia broni nuklearnej, lider z takimi wizjami jest przerażający. Jest to przecież ten sam człowiek, który niedawno obiecywał, że wykorzysta nowe środki militarne Iranu, aby "zmieść Izraela z mapy" i "zniszczyć Amerykę".
http://www.project-syndicate.org/commentary/timmerman2

Przypomnijmy, że w świetle księgi Daniela, "światłem", które patronuje Persji (czyli dzisiejszemu Iranowi) jest demon, z którym nawet archanioł Michał może sobie poradzić jedynie z najwyższą trudnością (Dn 10,12-13.20-21), a ściśle biorąc - może go jedynie powstrzymywać, ale nie przemóc.

Domyślam się, że w tym momencie wielu czytelników może zacząć się zastanawiać: po co nam to wiedzieć? Po co pisać o takich rzeczach? Odpowiadam: aby być gotowym na przyjście Chrystusa. "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie (...) bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie." (Mt 24,42.44)



16 znaków wskazujących na zbliżanie się powtórnego przyjścia Chrystusa:
1. Wojny i pogłoski wojenneMk 13,7
2. Skrajny materializm2Tm 3,1-2
3. Bezprawie2Tm 3,2-4
4. Eksplozja demograficznaRdz 6,1; Łk 17,26
5. Ogromny wzrost wiedzy i prędkości przemieszczania sięDn 12,4
6. Łączenie się światowych systemów (globalizacja)Ap 13,4-8; Ps 2,1-3
7. Zwiększająca się działalność demonów1Tm 4,1-3
8. Odejście od wiary chrześcijańskiej2Tes 2,3; 1Tm 4,1; 2Tm 3,3-4; 2P 3,3-4
9. Nienormalne zachowania seksualneŁk 17,26.28; 2P 2,5-8
10. Ruch aborcyjny (zanik uczuć rodzinnych!)2Tm 3,1-3
11. Odrodzenie dawnego Imperium Rzymskiego, czyli cywilizacji europejskiejDn 2,41; 7,7-8; Ap 13,1; 17,12
12. Zunifikowany system finansowyAp 13,16-18
13. Wydarzenia w Rosji przeciwne planom BożymEz 38 i 39
14. Nienawiść do Biblii i ośmieszanie jej2P 3,2-4; Jud 17-18
15. Odbudowa państwa IzraelaMt 25,32-34 i wiele cytatów ze ST
16. Próba odbudowy świątyni i wznowienia kultu2Tes 2,3-4; Ap 11,1; Dn 9,27; 12,11

(za H.L. Willmington's Book of Bible Lists, Tyndale House 1987)

Do tych 16 "znaków" należałoby dodać podstawowy warunek powtórnego przyjścia Chrystusa: Ewangelia musi być głoszona aż po krańce ziemi (czyli wszystkim językom i narodom - Mt 24,14), a Izrael musi uznać Chrystusa (Mt 23,38). Czy kiedykolwiek w historii mogliśmy powiedzieć, że Ewangelia rzeczywiście była głoszona wszystkim narodom? Dziś Pismo Święte przełożone jest niemal na wszystkie języki świata, a działalność misyjna Kościołów (a zwłaszcza Kościołów w Azji i Afryce) jest najbardziej dynamiczna w całej historii. Wbrew powszechnemu mniemaniu, najszybciej na Ziemi wzrasta obecnie liczba chrześcijan, a nie muzułmanów czy też ateistów - choć z perspektywy europejskiej może nam się wydawać, że jest inaczej. Od lat 60-tych dynamicznie rozwija się ruch Żydów mesjanistycznych, czyli takich, którzy pozostając Żydami uznali Jezusa za Mesjasza.

Co mamy czynić, aby samemu być gotowymi i przygotowywać innych na powtórne przyjście Pana? Przede wszystkim: ze wszystkich sił głosić Ewangelię i wspierać jej głoszenie. Nie czas na rozmywanie ewangelii w niekończących się dyskusjach i pozornym dialogu. Dialog jest potrzebny - aby zrozumieć drugą stronę, aby wytworzyć atmosferę umożliwiającą przekazanie tego, co dla nas jest cenne i w co głęboko wierzymy. Druga strona - pamiętajmy o tym - musi wyjść z dialogu z jasnym przekonaniem, że nasze słowa to coś więcej niż ludzkie poglądy. Nie głośmy swoich przekonań. Głośmy Słowo Boże. Naprawdę, Słowo Boże ma moc przekonywania ludzkich sumień. Ludzka teologia i filozofia - nie!

Nie mylmy przekonywania innych o słuszności dogmatów z głoszeniem Dobrej Nowiny! Dobra Nowina to słowo, które ma moc: to żywe Słowo Boga, Jezus Chrystus. Głoszenie Dobrej Nowiny polega na przyprowadzeniu człowieka do Chrystusa, a nie na rozumowym przekonaniu go do uznania jakiegoś twierdzenia. Jeśli przyjmę Jezusa Chrystusa, który umarł za moje grzechy, został pogrzebany i zmartwychwstał trzeciego dnia i pod wpływem Jezusa nawrócę się - zostanę zbawiony. Jeśli uznam dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi, nie nawracając się i nie przyjmując Jezusa - na nic mi się nie przyda moja wiedza. Już w starożytnym Kościele dobrze rozumiano różnicę pomiędzy głoszeniem Dobrej Nowiny a wprowadzaniem w trudne tajemnice dogmatów i sakramentów. Dowodem tego są cykle Katechez chrzcielnych i Katechez mistagogicznych Cyryla Jerozolimskiego. Również dzisiejsze dokumenty kościelne wyraźnie rozgraniczają ewangelizację od katechezy czy też formacji. Zacytuję kilka fragmentów z Adhortacji Catechesi Tradendae:

6. Chrystocentryzm w katechezie znaczy także, że pragnie się przez katechezę przekazywać nie swoją własną naukę, albo jakiegoś innego mistrza, lecz naukę Jezusa Chrystusa, tj. prawdę, której On nam udziela, albo ściślej mówiąc, Prawdę, którą On sam jest (...)
7. Ta nauka nie jest zbiorem prawd abstrakcyjnych — jest ona udziałem w żywej tajemnicy Bożej. (...)
9. Zwracając na to uwagę, nie zapominam, że wielkość Chrystusa nauczającego oraz wewnętrzna spoistość i siła przekonująca Jego nauki płynie stąd, że Jego słowa, przypowieści i rozprawy nie dają się nigdy oddzielić od Jego życia i osoby.
18. Katecheza jest wychowaniem w wierze dzieci, młodzieży i dorosłych, a obejmuje przede wszystkim nauczanie doktryny chrześcijańskiej, przekazywane na ogół w sposób systematyczny i całościowy, dla wprowadzenia wierzących w pełnię życia chrześcijańskiego. To nauczanie obejmuje wiele elementów pasterskiej misji Kościoła, które mają z katechezą coś wspólnego, albo ją przygotowują, albo z niej wypływają, chociaż ona nie jest z nimi całkowicie związana. Są to: pierwsze głoszenie Ewangelii, czyli misyjne przepowiadanie przez kerygmat dla wzbudzenia wiary; (...) między katechezą a ewangelizacją nie ma ani rozdziału, ani przeciwstawności, ani też całkowitej tożsamości, ale jakąś wewnętrzną więzią łączą się one ze sobą i wzajemnie uzupełniają.
19. W praktyce katechetycznej jednak taka droga nauczania, choć najlepsza, musi liczyć się z faktem, że często pierwsza ewangelizacja nie miała miejsca. Pewna liczba dzieci, ochrzczonych w okresie niemowlęctwa, przystępuje do katechizacji parafialnej bez żadnego wprowadzenia w wiarę, nie kierowana jeszcze żadnym wyraźnym i osobistym związkiem z Jezusem Chrystusem, obdarzona jedynie zdolnością do wierzenia (...)
20. Dokładniej mówiąc, w całym procesie ewangelizacji katecheza ma być etapem wprowadzania i dojrzewania, to znaczy czasem, w którym chrześcijanin, przyjąwszy przez wiarę Jezusa Chrystusa, jako jedynego Pana, i przylgnąwszy do Niego całkowicie przez szczere nawrócenie serca, stara się lepiej poznać tego Jezusa, któremu się powierzył, poznać mianowicie Jego „tajemnicę”, Królestwo Boże, które On zapowiada, wymagania i obietnice, zawarte w Jego ewangelicznym Orędziu, drogi, które wyznaczył dla wszystkich tych, którzy zechcą pójść za Nim.

Jak widać więc, Kościół po Synodzie Biskupów poświęconym katechezie (1980 r.), nie wahał się wyraźnie dać do zrozumienia, że katechizacja nie może zastąpić ewangelizacji. W dzisiejszych czasach potrzeba ewangelizacji jest już sprawą naglącą! Nie neguję wcale potrzeby (późniejszej) katechizacji czy formacji, ale nie widzę żadnego sensu katechizowania osób, które nigdy nie zostały wprowadzone w wiarę, czyli w żywą relację do osoby Jezusa Chrystusa!.

Co jeszcze, oprócz głoszenia Dobrej Nowiny, powinniśmy czynić, zanim nastanie Dzień Pański? Wielbić Boga. Modlitwa uwielbienia jest tym, co rzeczywiście przybliża nastanie Dnia Pańskiego i rozszerza Królestwo Boże. Tam, gdzie modlimy się, koncentrując swoje myśli i serce na samym Bogu i Jego Synu, w mocy Ducha Świętego, tam obecny jest sam Syn Boży. A tam gdzie On - tam Królestwo Niebieskie. Osobom nie znającym Jezusa albo trwającym w grzechu bardzo trudno jest wielbić Boga. Ich modlitwa niezmiennie skoncentrowana jest na nich samych: na ich grzechach, na ich odczuciach, na ich doskonałości lub niedoskonałości, na ich pragnieniach. Uwielbienie Boga wymaga prawdziwej przemiany serca, a jednocześnie powoduje coraz głębszą przemianę - nawrócenie aż do najgłębszych pokładów naszego "ja". Uwielbienie sprawia, że stajemy całym sobą po stronie Boga - pragniemy widzieć samych siebie, świat i wszystko Jego oczami.