+enc
europejska sieć wspólnot chrześcijańskich
Bratysława 2003
Mam pewien problem. Tak bardzo mi się podobacie i będąc na tym spotkaniu chcę być częścią tego, co Bóg robi we wspólnotach katolickich, że mam pokusę pojechać do domu i zostać katolikiem. Módlcie się za naszą wspólnotę w moim mieście. Może być to dla niej dość trudne. Naprawdę bardzo mi się podoba, że jesteśmy tu razem.
Chcę wam pokazać teraz pewien proces - proces rodzenia przywódców.
Wczoraj powiedziałem, że jestem przekonany, iż jesteście częścią pewnego poruszenia Bożego. Chodzi tu o to, co Pan Bóg stworzył. Następnym krokiem, a wierzę, że jesteście częścią tego następnego kroku, jest potrzeba przywódców. Pewnego rodzaju przywództwa. Potrzebujemy silnych-słabych przywódców. Brzmi to jak sprzeczność, ale jest to bardzo prawdziwe. Myślę, że ten typ przywódców, których Bóg powołuje to całkiem nowy typ przywódców. Myślę, że przywództwo jest całą nadzieją i przyszłością tego poruszenia.
Więc będę mówił do was dzisiaj jako do liderów. Będę mówił o takich obszarach jak bycie liderem samemu dla siebie, budowanie zrównoważonego życie. A podczas warsztatów będę mówić jak budować zespół. Sądzę, że każdy lider potrzebuje takiego zespołu i każdy zespół potrzebuje lidera, który będzie miał wizję. Widzicie to? Każdy przywódca potrzebuje zespołu i każdy zespół potrzebuje przywódcy. Ale lidera z wizją. Będziemy o tym mówić podczas warsztatów, że potrzebujemy liderów z wizją.
Myślę, że jednak jestem podobny do was. Może na początku mając jakieś powołanie od Boga trudno jest je zaakceptować. Jestem niezmiernie zdumiony, że Pan Bóg wykorzystuje moje życie. Chcę wam to wytłumaczyć trochę głębiej.
Nie miałem dobrego startu w życiu. Byłem dzieckiem nieślubnym, byłem niechcianym dzieckiem. Byłem dla każdego problemem. Moje mama miała romans z żonatym mężczyzną, więc nigdy nie widziałem swojego ojca, kiedy dorastałem. Spotkałem go później, dopiero gdy byłem starszy.
Dlaczego to mówię? Nie dlatego, że sprawia mi to przyjemność. Ale czasem jesteśmy zniechęceni historią naszego życia, nie wierzymy, że Bóg się może nami posłużyć ze względu na złą historię naszego życia. Ja jednak odkryłem w swoim życiu to, że u Boga nie ma niechcianych dzieci, nieślubnych dzieci. Tak, Pan Bóg wiedział, że chcę się urodzić i miał swojej plany, swoje cele w moim życiu.
Największą przeszkodą zawsze w moim życiu byłem ja sam. Uwierzenie w to, że Pan Bóg chce się posłużyć mną. Że była jakaś wartość we mnie. Kiedy się wzrasta bez ojca i nikt nie wierzy w ciebie, to trudno jest też uwierzyć samemu w siebie.
Mając dziewiętnaście lat spotkałem Jezusa Chrystusa. Nie dorastałem jako wierzący i w ogóle nie chodziłem do kościoła, kiedy byłem młodzieńcem. Kiedy miałem dziewiętnaście lat moja mama spotkała Boga. Zwróciła moją uwagę. Ale na początku nie chciałem o tym myśleć w ogóle. Był taki mężczyzna w jej życiu, który przyszedł do mnie któregoś dnia. Nie przypuszczałem, że ten mężczyzna będzie narzędziem Bożym i że zmieni całe moje życie na zawsze.
Było to podczas wojny w Wietnamie i ludzie pytali wtedy o wszystko. Ja też pytałem: kim ja jestem? Czy jest jakiś Bóg? Jeśli jest Bóg, czy on ma jakieś cele dla planety Ziemi. Czy jest jakaś możliwość, że Bóg ma jakieś plany dla mojego życia? Właśnie takie pytania zadawałem. I miałem jakąś taką nominalną wiarę w Jezusa. To nie było rzeczywiste, to nie była dla mnie osobista wiara.
Spotkałem tego człowieka, który nazywała się Abraham Schneider, był mesjanistycznym żydem. On pomógł mojej matce, żeby poznała Jezusa. I moja mama zorganizowała to spotkanie. Pierwszy raz w życiu spotkałem faceta, dla którego bycie chrześcijaninem znaczyło coś szczególnego. To zwróciło moją uwagę.
Kiedy miał 40 lat, spotkał Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Mesjasza. Potem z powodu jego wiary w Jezusa jego żona się z nim rozwiodła. Jego bracia fizycznie go pobili, zorganizowali mu pogrzeb. [Tak żydzi robią jak ktoś zmieni wiarę - tłum.]. Traktowali go jakby nie żył. Ja byłem zaszokowany. Że ktoś wierzy w coś tak bardzo, że zgodził się to wycierpieć.
Pod koniec naszej rozmowy postawił przede mną trudne zadanie: kazał mi się pomodlić. Ja powiedziałem: ja się nie modlę. On powiedział: ja chcę, żebyś odmówił jedną modlitwę. Powiedział: pomódl się tak: Boże jeżeli jesteś prawdziwy, Jezus jest twoim synem, objaw mi to. Nie wiedziałem, co zrobić, więc powiedziałem: no, zrobię to.
Nie przypominam sobie, żebym wcześniej, a miałem wtedy prawie dwadzieścia lat, żebym kiedykolwiek się modlił. Powiedziałem: „no, Panie Boże jak jesteś realny, a Jezus jest twoim synem, to pokaż mi to”. Ale dodałem swoją własną część. „Ale jeśli nie jesteś rzeczywisty , to nie będę uskuteczniał żadnych gierek. Jeśli jesteś rzeczywisty, to oddam ci swoje życie”.
Ale tydzień później byłem w college'u. Zarabiałem wtedy na życie w ten sposób, że sprzątałem klasy. Sprzątając klasę nagle pomyślałem, że ktoś jest za mną w pokoju. Odwróciłem się, a tam nikogo nie było. Dziwnie się poczułem. Nie wiedziałem co zrobić. Chyba dalej zacząłem sprzątać, ale ta obecność w tym pomieszczeniu coraz bardziej się intensyfikowała. W następnej chwili poczułem się otoczony obecnością, której nigdy nie czułem wcześniej w swoim życiu. Z jakiegoś powodu czuję się teraz, jakbym to przeżywał teraz na nowo. Bóg zrobił wtedy cudowną rzecz. Zaczął dawać mi pewien obraz, jakby całego mojego życia.
Zobaczyłem siebie jako małe dziecko. Powiedział: „Rick, byłem z tobą przez wszystkie dni twojego życia. Nie znałeś mnie, ale ja ciebie znałem.” Pokazał mi taką scenę, kiedy moja mama wysłała mi na spotkanie z dziećmi, żebym posłuchać o Jezusie. Miałem wtedy dziesięć lat. Przypomniałem sobie, że wtedy pytali się dzieci, czy dzieci chcą zaprosić Jezusa do swojego życia. Gdy wszystkie dzieci podeszły, to ja też podszedłem. Dla mnie to nie miało żadnego znaczenia, ale usłyszałem, że głos mówi: „Rick, chcę, żebyś właśnie to zrobił. Żebyś oddał swoje życie mi - naprawdę”. Trzymając się swojego mopa, pierwszy raz w życiu płakałem. Potem czułem się jak całkowity idiota. Chwytałem się tej szczotki i płakałem jak dziecko.
Powiedziałem: „Jezu, jeśli chcesz mnie, jestem twój”. W tym momencie stało się tak wiele rzeczy. Bóg uzdrowił złamane dziecko i wypełnił puste serce, i wysłuchał modlitwy. Powiedziałem: „Boże, jeżeli jesteś realny, to pokaż mi”. Przyszedł mówiąc: „jestem prawdziwy”.
Nie rozumiałem jeszcze wtedy, że kiedy Jezus przyszedł, to powołał mnie, żebym służył mu przez resztę swojego życia. Zacząłem najpierw walczyć z Panem. Nie chciałem być liderem. Na pewno nie chciałem być pastorem. Nie wiedziałem nawet, że można być księdzem, więc to nawet nie przyszło mi do głowy.
I tak jakby uciekałem do Boga. Ale wszędzie, gdzie tylko poszedłem, ludzie szli za mną. Ja mówiłem: „idźcie sobie, dajcie mi spokój. Ja nie jestem liderem, nie jestem pastorem, znajdźcie sobie kogoś innego”. Zostałem nauczycielem w liceum. Zacząłem być trenerem amerykańskiego futbolu, baseballu. Ale to co było w sercu, wcale nie chciało mnie opuścić.
W 1981 miałem inne spotkanie z Jezusem. Właśnie jadłem pizzę, naprawdę o tym musicie wiedzieć. Jechałem, żeby spotkać się z przyjacielem w jednym ze stanów Środkowego Zachodu. I kiedy prowadziłem samochód, nagle zacząłem mieć takie odczucie, że powinienem rzucić swoją pracę i przeprowadzić się do Kolorado, żeby tam założyć nową wspólnotę.
W naszej wspólnocie jest takie powiedzenie: „czy to był Bóg, czy to pizza?”. Ja nie byłem pewien. Te dziwne myśli - może były tylko dlatego, że zjadłem wcześniej pizzę. Ale skąd to można wiedzieć? Skąd wiadomo, że to co jest w twojej głowie, to pochodzi od Boga, czy z tego, co poprzedniego wieczora zjadłeś? Niech ktoś mi to powie. Jak sądzicie? Skąd to wiedzieć? [głos z sali: potrzebne potwierdzenie]
Właśnie tak powiedziałem: „Musisz Panie Boże to potwierdzić jakoś”. Ale był jeden wielki krok. Jedyny krok, który mogłem podjąć, żeby się upewnić. Jak sądzicie, co to był za krok? Zrobić to. Musiałem wyjść w kierunku tej wizji, żeby się upewnić. Musiałem przestać narzekać, przepraszać, jęczeć i chciałem wam to powiedzieć, właśnie do was tutaj: Największym ryzykiem nie było to, że rzucę najlepszą pracę jaką miałem do tej pory i pojadę do Kolorado. Bo nie chciałem być przywódcą, przewodzić wspólnocie. Największym ryzykiem było to, że gdybym miał 80 lat, to bym się zastanawiał, że Pan Bóg miał jakiś cel w moim życiu, a ja go ominąłem.
Musiałem wiedzieć, i dlatego powiedziałem: „Panie Boże, mogę zaryzykować”. Jeżeli nie wiem, czy to jest twoje wezwanie dla mojego życia.
Dałem sobie spokój i rzuciłem swoją pracę i przeprowadziłem się z żoną Becky do Kolorado. Mieliśmy tylko siedmiu ludzi i miałem nadzieję, że to nie uda się. Naprawdę w sercu chciałem, żeby to się nie udało - miałem takie skryte pragnienie. I to służenie Bogu, ta posługa niech już sobie pójdzie z mojego życia.
Ale był problem. Ludzie zaczęli przybywać. Jedni przyprowadzali drugich ludzi ze sobą. I powiedziałem „Boże, jest problem: to wzrasta”. Ale naprawdę nie miałem żadnego pojęcia co mam robić. Nigdy nie byłem kształcony. Wiedziałem, że w pewnym momencie powinienem się spotkać z liderami. Ale nigdy nie byłem na żadnych spotkaniach, nigdy nie bywałem na żadnych spotkaniach przywódców, więc bałem się żeby teraz samemu prowadzić takie spotkanie.
Tak jak patrzę wstecz, to kompletnie nic nie wiedziałem. Jedyne co mogłem zrobić, to powiedzieć: „dobrze, zrobię to”.
A teraz prowadzę konferencje dla liderów. Kiedy zaczynałem, w ogóle nigdy nie byłem na żadnym spotkaniu dla liderów. Dzielę się tym, bo myślę, że wielu z was też się w takiej sytuacji znajduje i nie wierzy, że Pan Bóg może się wami posłużyć.
Jesteście przytłoczeni tym, do czego Pan Bóg was wezwał, wprowadził. Niestety nigdy się nie wyleczycie z tego. Zawsze Pan Bóg będzie was wprowadzał w posługę, która jest większa od was. Czy zauważyliście coś? Pan Bóg zawsze powołuje was, żebyście robili to, czego nie umiecie robić.
Kiedy mówicie: „Panie Boże ja tego nie umiem robić”, nie ma dla Pana Boga żadnych wymówek - oczywiście, że umiesz. „Nie powołałem ciebie dlatego, że ty umiesz coś, ale dlatego, że ja chcę zrobić coś przez ciebie”. Rozumiecie? Właśnie o to chodzi. Bóg powołuje nas ponad to, co umiemy robić, ale do tego, co tylko on sam może robić przez Was.
Jakimi ludźmi się Pan Bóg posługuje w takim razie? Kiedy Bóg szuka liderów, to jakiego typu człowieka poszukuje? Nie jestem pewien, czy rozumiemy to dobrze.
Kiedy Jezus wybrał dwunastu apostołów, kiedy pierwszy patrzymy na nich, to pytamy: „Jezu, gdzie ty miałeś oczy?” „Jest dużo inteligentniejszych i mądrzejszych ludzi dookoła, więc czemu ich nie wybrałeś?”
Otwórzcie Biblię na Pierwszym Liście do Koryntian, rozdział pierwszy: Jest tam taki fragment, który bardzo dużo dla mnie znaczy. Pan Bóg chce wykorzystywać ludzi, którzy są nikim.
Przeczytam wam to:
Przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu. Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata.
(1Kor 1, 26).
Jedna z rzeczy, którą powiedział [Paweł], to że niewielu było szlachetnie urodzonych - to było dobrą wiadomością dla mnie. Bo ja nie miałem szlachetnego urodzenia. Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata, żeby zawstydzić mędrców. Wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć. I to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone - to wyróżnił. To co jest unicestwił, tak, żeby żadne stworzenie nie chełpiło się wobec Boga.
Co więc Pan Bóg wykorzystuje? Posługuje się słabymi. Tymi, którzy przychodzą z pogardzanych, niskich miejsc. Dlaczego? Bo kiedy Pan Bóg robi to, co robi, to wtedy on otrzymuje chwałę. I to działo się w czasach Jezusa.
Potem, kiedy Jezus został ukrzyżowany i wstał z martwych, żeby być z Ojcem, uczniowie ponieśli dalej posługę Jezusa. Kiedy zaczęli pytać: kim są ci ludzie. Oni wszyscy są jak mały Chrystus, którego przecież zabiliśmy. Teraz jest tak, jakby Jezus (jego cząstki) był wszędzie. I przypomnieli sobie: - To są ci, którzy byli z Jezusem.
Dlatego mówi dalej: przez niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością i uświęceniem i odkupieniem. Aby tak jak jest napisane: w Panu się chlubił ten, kto się chlubi.
Czyli jakim rodzajem ludzi się Pan Bóg posługuje? Wielkimi i mocnymi? Nie, nie sądzę. Pan Bóg posługuje się tymi, którzy chcą - którzy mają ochotę. Którzy po prostu potrafią przyjąć, to co przychodzi, Nie mają tego, co potrzeba [do tej służby]. Którzy wiedzą, że muszą zależeć w 100 procentach od Jezusa Chrystusa, albo im się nie uda.
Taka jest historia mojego życia. Jedyny sposób, w który mi się udało coś osiągnąć, to Jezus Chrystus. Bo ja nie mam tego, co potrzeba.
Czasami jako liderzy próbujemy być czymś, czym nie jesteśmy. Czujemy nacisk, żeby sprostać jakimś wymaganiom, jakiemuś wyobrażeniu. Pan Bóg chce uwolnić was z tej chęci sprostania, temu wyobrażeniu o idealnym liderze nawet, gdy jesteś księdzem. Albo zakonnikiem. Czy pastorem, czy liderem wspólnoty. Pan Bóg chce uwolnić was, abyście byli takimi ludźmi, jakimi On chce, żebyście byli.
Czasem jesteśmy przytłoczeni tym, że próbujemy być tacy, jakim wydaje się nam, że powinniśmy być. Albo jaki powinien być lider. Ale co się dzieje, kiedy to nie jest tym, kim wy jesteście? Wyglądacie głupio, jest to niezręczne i zmagacie się.
Pamiętacie historię Dawida zanim walczył z Goliatem? Pamiętacie historię? Tuż przed tym zanim walczył z Goliatem, jeden ze sług Saula przyszedł do Dawida ze zbroją Saula. Dawid próbował nałożyć na siebie zbroję Saula. I pojawił się problem. Wiecie jaki? Zbroja Saula była za duża. Saul był dużym mężczyzną. To tak jak ja próbowałbym nosić ubrania Dominika - tego dużego. Byłoby To dla mnie za trudne. Bo moje spodnie byłyby dziesięć cali za długie. Więc kiedy włożyli zbroje Saula na Dawida, Dawid powiedział: „no niestety nie mogę walczyć w tym z Goliatem”. W końcu mówi coś takiego, co i my musimy powiedzieć.
Słuchajcie zatem. „Jeśli ja mam zrobić to co Pan Bóg kazał mi zrobić — walczyć z Goliatem, muszę iść tam jako Dawid, nie jako Saul. Nie jestem Saulem, jestem Dawidem. Nie jestem silnym. Nie wiem jak obracać mieczem. Ale jestem dobry z procą. Wiem, co robić z procą”. Więc zostawiał zbroję i z samą procą stanął przed Goliatem. Była nierównowaga sił w tej walce. Ale walka była nierówna dla Goliata, nie dla Dawida. Chcę, żebyście to też usłyszeli. Prawdziwą kwestią nie było to, że Dawid staje przed Gigantem, ale to, że ten Gigant stawiał się przed wszechmogącym Bogiem. Bóg się posłużył więc małym chłopcem, nastolatkiem. Ten po prostu poszedł. I z tymi siłami, które miał powiedział: tak Panie.
Coś jeszcze o uczniach. Kiedy pytasz Panie Boże dlaczego ja, dlaczego ja. Niektórzy nie mogą przerwać zadawania takich pytań, ale w końcu naprawdę muszą. Odpowiedź brzmi: bo po prostu jesteś ty. Kiedy uczniowie zostali powołani, to nie mieli za sobą żadnych cudów. Nic nie zrobili. Żadnych dobrych dzieł. A Jezus powołał ich, żeby służyli dla jego królestwa. I jest coś takiego, co jak sądzę, jest prawdziwe. Możecie być zbyt duzi, żeby Pan Bóg mógł was wykorzystać. Ale nie da się być za małym. Nigdy nie można być za małym.
Jeśli mówicie „tak” Panu - mówię to przez cały nasz wspólny weekend na Słowacji, bo to jest to słowo Pana - to rzecz nie jest w badaniu waszych kwalifikacji. Tylko to jest ważne, czy ktoś powie tak czy nie Panu. W tym jest sedno sprawy. To co jest niewielkie, ale w ręku Boga zawsze wystarcza.
Filipian 4, 13: Wszystko mogę w Chrystusie. Wszystko mogę w mocy Jezusa Chrystusa. Tu jest klucz, poleganie na sile Jezusa. W przykładach ludzi, których używa Bóg, pojawiających się w Biblii możecie znaleźć sporo niespodzianek.
Wszyscy byli zdziwieni, kiedy Pan Bóg pukał, powoływał. Przyszedł do Gedeona i mówi: Pan Bóg jest z tobą, mocny wojowniku. A Co on powiedział? Odpowiedział: „wielki wojownik? to nie ja”. „Przecież kryjemy się w górach przed naszymi wrogami, dlaczego nazywasz mnie mocnym wojownikiem?” Bo Pan Bóg powołuje nas nie dlatego kim byliśmy, ale kim mamy być.
Gedeon wymyślał wszystkie rodzaje wymówek: „jestem za młody, byłem w złej rodzinie, nie mam kwalifikacji”. Izajasz kiedy usłyszał Pana, powiedział: „to niemożliwe, żebym to był ja, jestem pełen grzechu”.
Abraham mówi: „jestem za stary, już tego nie potrafię zrobić, Panie”. Piotr mówi: „no schrzaniłem to, zgrzeszyłem. Nie możesz mnie użyć”. Jozue był niepewny, bojaźliwy, nie miał żadnych referencji. Ale dzisiaj są sławni. Ale Pan Bóg nie powołał ich dlatego, że byli wielcy. On uczynił ich wielkimi dzięki temu, co on zrobił z ich życiem, przez nich. Wierzę, że Pan Bóg właśnie to chce zrobić w tym poruszeniu (ruchu). Wziąć zwykłych, normalnych ludzi i zrobić wspaniałe, cudowne rzeczy. I wtedy on otrzyma wdzięczność.
Muszę polegać na nim całkowicie. Niektórzy z was może ciągle jesteście w takiej sytuacji, że oglądacie się dokoła siebie, żeby kto inny wysunął się naprzód. Trzeba jednak zrobić ten dalszy krok.
Może Pan Bóg powie: „czemu nie ty”. „Ale Boże: no wiesz, no wiesz”. A Bóg mówi: „ja wiem, ja wiem. Jesteś do niczego. Same problemy z tobą. Ale ja chcę się tobą posłużyć. Jeśli się zgodzisz, jeśli powiesz tak, to ja cię wybiorę”.
Myślę, że Pan Bóg Was wybiera dla tej godziny, dla tego czasu. Gdzie więc pójdziemy z tego miejsca. Gdzie jest odpowiedź na to? Właśnie tu: w sercu. Wszystko co robimy, musi się wziąć ze złamanego serca.
Nehemiasz zrobił wspaniałą rzecz dla Boga odbudowując mur Jerozolimy. Ale wcale nie zaczął, mówiąc: „zrobię wspaniałą rzecz dla Pana, Alleluja”. „Zrobię to wszystko w imieniu Boga”. Nehemiasz mówił: „jakże to mam zrobić, to niemożliwe, Boże”. Ale Bóg złamał mu serce i z tego złamanego serca zaczął wołać do Boga. I właśnie to się zaczyna w sercu. To wtedy musimy wołać do niego.
Jest jeszcze inne miejsce: Dzieje 13, 32. Znowu mowa o Dawidzie. Dawid był człowiekiem według mojego serca. Zrobi wszystko to, co ja chcę, żeby on zrobił. Czy też jesteście w tym miejscu dzisiaj?
Bóg wiedział coś o Dawidzie. Mówi on: „zrobi wszystko to, co ja proszę, żeby on zrobił”.
Jeszcze coś powiem o przywódcy. Jeśli zaczyna się ono w sercu lidera, w jaki sposób zmierzyć to, jak wam idzie posługa lidera? Skąd możecie wiedzieć jakim rodzajem przywódcy jesteś? Jak można to odkryć? Jakim rodzajem lidera jest Rick Olmstead? Czy jesteście w stanie stwierdzić to słuchając mnie. Chyba nie, no może troszkę. Jeśli chcecie zobaczyć jakim rodzajem lidera jestem, patrzycie na ludzi, których prowadzę. Trochę już jest trudniejsze: Czy ci ludzie, których prowadzisz (napiszcie sobie to pytanie) - czy im się dobrze wiedzie, czy im się powodzi, czy też ledwo wiążą koniec z końcem, czy tylko po prostu idą na przeżycie, byle jak, czy wzrastają? Czy uczą, dają się uczyć, czy się modlą, czy miłują ludzi, czy wychodzą do innych ludzi? Wiele razy ci, którzy idą za nami, są naszym odbiciem. To jest ogromna odpowiedzialność. Słabości mojego zespołu, czasem są słabościami, które widzę w swoim własnym życiu. To samo, co jest w nas jako rodzicach, kiedy widzimy w dzieciach coś, co nam się nie podoba - to tę samą rzecz możemy odnaleźć u siebie. To jest ogromny krok naprzód w zrozumieniu siebie samych jako liderów.
Jeżeli oceniamy siebie jako liderów musimy brać odpowiedzialność za tych, których prowadzimy i nie tylko ich obwiniać, ale powiedzieć: „Panie Boże zmień mnie jako lidera, to oni też się zmienią”. Jeśli chcemy, żeby ludzie byli posłuszni Bogu, to ty sam musisz być posłuszny Bogu. Jeżeli chcemy, żeby oni kochali ludzi, to musimy też ich kochać. To jest klucz do bycia liderem. Jeżeli chcecie przewodzić ludziom, pierwszym krokiem - to jest pewne tło zanim dojedziemy do konkretów - jest to, że oni muszą wiedzieć, że ich kochasz. Że nie tylko wykorzystujesz ich do realizowania jakiegoś zadania, że oni nie istnieją tylko po to, aby wypełniać twoje powołanie i posługę. Ale zaczyna się od tego, że oni muszą wiedzieć, że ty dbasz o nich, że tobie na nich zależy.
W jaki sposób lider to czyni? Czego potrzeba ci jako liderowi?
Parę rzeczy zanotowałem sobie. Wszyscy musimy usłyszeć czasem: dobra robota. Dlaczego ciągle słyszymy tylko nagany, a nie słyszymy pochwał? Kontakt niektórych ludzi z liderami ogranicza się tylko do tego, że słyszą tylko wtedy, kiedy jest coś źle. Kluczem jest to, żeby złapać ludzi, kiedy coś robią dobrze i wtedy im to powiedzieć. Trzeba im powiedzieć: dobra robota. I też fizycznie przyjść do nich i ich poklepać i powiedzieć: naprawdę jestem zadowolony, że zrobiłeś dobrą robotę. Nawet napisać notatkę: „zauważyłem któregoś dnia, że robisz coś bardzo dobrze, podobało mi się to. Doceniam to.” Chodzi o to, żeby robić to raz za razem.
Inna ważna rzecz: zadawaj pytania. Pokazuj, że jesteś zainteresowany tym, kim są ich ludzie. Jak się mają ich dzieci. „Jak tam twoje zdrowie?” Czy jako osoba czujesz się dobrze. Niektórzy liderzy są tak bardzo skoncentrowani na jakichś zadaniach, że w ogóle nie interesują ich osoby, że nie podchodzą do osób. Po jakimś czasie ludzie nie chcą już dla nich pracować. Bo nie czują, że ty dbasz o nich, że się o nich troszczysz, że ich kochasz. Czemu o tym zapominamy? Przecież to takie proste. Jak kochasz Boga, to kochaj też ludzi. To jest nasze powołanie. Jeżeli jesteś liderem robisz to samo, tylko więcej. Nigdy nie zbudujesz wokół siebie silnego zespołu, jeśli ten zespół nie będzie czuł, że jesteś dla nich, że dbasz o nich, kochasz ich. Może musisz zadać sobie trudne pytanie: jak się mają ci ludzie, których prowadzę? Czy ty w ogóle ich znasz, czy wiesz jak im się wiedzie? Niektórzy z was wiedzą. A inni? Nigdy nie zatrzymaliście się, aby zapytać o to, zastanowić się. To jest część bycia przywódcą. To podstawa budowania czegoś mocnego, co będzie trwało.
Ostatnia część, którą teraz chcę zrealizować. Potem podzielimy się na grupy. Nigdy nie wierzcie liderowi, który trochę nie kuleje. Rozumiecie? Nie wierz ani mężczyźnie, ani kobiecie, którzy nie byli złamani przed Bogiem. Mężczyzna czy kobieta, która nie była złamana przed Bogiem jest bardzo niebezpieczna.
Możemy ranić ludzi. I widziałem to. Bóg wiele razy mnie połamał, żeby przypomnieć mi, że jestem słaby, a nie mocny. Kiedy załamujemy się, Pan Bóg mówi: zostań taki złamany. My chcemy być uzdrawiani, aby być mocnymi dla Boga. A Pan Bóg mówi: pozostań mały, pozostań złamany, pozostań małym człowiekiem.
Widziałem liderów, którzy odnieśli sukces i zapomnieli skąd się wzięli. Mówię nie dlatego, że myślę, że macie serce pozbawione pokory. Wszyscy jednak możemy się popsuć. Wszystkich nas może skusić ta moc sukcesu. Bądźcie ostrożni. Bo Pan Bóg robi dobre rzeczy i jeszcze większe mają przyjść. Ale zostańcie mali, słabi. Mówcie ciągle - tak. Dlatego bądźcie tym silnym-słabym przywódcą. I czasem Pan Bóg pozwala nam przejść trudny czas w naszym życiu, tak, żebyśmy okuleli.
Dla mnie to były moje urodziny. Nie mam ojca. Potem miałem okropnego ojczyma. Gdy miałem 23 lata sam wychowywałem braci, którzy mieli 13 i 15 lat. I myślałem, że Bóg mnie nienawidzi. 23 lata, najlepszy czas mojego życia, a ja musiałem wychowywać dwóch nastolatków i nie miałem żony. Ale Pan Bóg łamał mnie i wkładał mi na przyszłość. Żyłem w małej wspólnocie i nie miałem nawet w najmniejszym stopniu sukcesu. Pan Bóg po prostu chciał, abym nigdy nie zapomniał, o tym, że jestem mały i słaby. Dzisiaj nasza wspólnota jest większa niż to miasteczko, w którym pierwotnie mieszkałem. Bóg przygotował mnie przez to, że byłem mały. I że mogłem pozostać mały. I żebym się nie zmieniał tylko dlatego, że więcej ludzi przychodzi do naszej wspólnoty.
Tak więc bycie złamanym to nie jest dyskwalifikacja, to właśnie kwalifikacja. Zastanawiam się, czy w całym waszym życiu, czy były rzeczy takie, które spowodowały, że kulejecie. I nie wiem, czy Pan Bóg pozwoli się wam z nich wyleczyć, żeby mógł się wami posługiwać. Ale może być to dobra rzecz. To połamanie musicie przeprowadzać przez Boga.
Serce lidera zrodzi się z takiego własnego bólu. Jak możecie pomagać ludziom, których coś boli, jeśli sami nie doświadczyliście bólu? Nie gardźcie tym. Boże zbawienie polega na tym, że posługuje się waszym przeszłym cierpieniem, żebyście mogli służyć ludziom.
Jakub był takim człowiekiem, który zmagał się z Bogiem i przegrał. Kiedy my się zmagamy z Bogiem i przegrywamy, jesteśmy gotowi, żeby służyć Bogu.
Są dwa takie zadania, które chcę wam dać, żeby z wami o tym porozmawiać. Potem będzie przerwa, możecie się napić kawy. Chcę, żebyście spotkali się teraz w grupach także z ludźmi, których nie znacie. Chcę, żebyście porozmawiali o dwóch rzeczach:
1. Co się stało w życiu, przez co teraz kulejecie? Co było bolesne, co sprawiło, że jesteś tym, kim jesteś. Chcę, żebyście się otwarli na siebie. Chcę, żebyście się zastanowili skąd się wzięło to kuśtykanie.
2. Drugie pytanie (możecie też wybrać odpowiadanie tylko na jedno z tych pytań): Jakie bariery stoją przed tobą jako liderem. To drugie pytanie: jakie są rzeczy, które przeszkadzają stać się takim liderem, jakiego Pan Bóg chce cię mieć. Jakie rzeczy sprawiają, że cofasz się, zamiast iść do przodu? Może są to rzeczy, które ludzie ci powiedzieli, twój styl życia, czas, może jakieś struktury, twoja historia, wykształcenie? Co cię powala, przez co się cofasz?
I potem będzie czas, kiedy możecie pomodlić się za siebie. Zachęcajcie się i mówcie sobie prawdę. I prawdą jest, że ci się to uda w Jezusie Chrystusie. Zachęćcie się.
Pierwsze pytanie: co się stało w twoim życiu, przez co kulejesz. A drugie: jakie są przeszkody przed tobą.
(koniec konferencji, ogłoszenia i przerwa).
Tłum. Maciej Górnicki (Gliwice)
Rick Olmstead jest pastorem Ft. Collins Vineyard Christian Fellowship jednego z żywych, wzrastających, wolnych kościołów charyzmatycznych. Zarówno ja osobiście jak i Bruce Clewett oraz Johannes Huger znamy Ricka i jego żonę Becky od wielu lat i możemy zapewnić nie tylko o jego kwalifikacjach dojrzałego lidera ale również o sile chrześcijańskiego charakteru i ekumenicznej wrażliwości.
W imieniu komitetu kierowniczego ENC — Johannes Fichtenbauer