Czynniki tworzące wspólnotę:
- Wielkoduszność. Jeśli nie umiem przebaczyć, jeśli nie umiem drugiemu spojrzeć w oczy - to znaczy, że jestem chory i muszę się leczyć w szpitalu Chrystusa. Żaden filozof nie nauczy mnie wielkoduszności, bo żaden nie da mi motywacji do przebaczenia wszystkiego (7*7)! Dopiero w Jezusie mogę zrozumieć, że drugi człowiek pozostaje wartością, nawet jeśli jest strasznie dokuczliwy, niedoskonały, głupi itp.
- Wrażliwość - każdy człowiek ma inne potrzeby, inny sposób komunikowania się, inne lęki, inne pragnienia. Nie można z butami wchodzić w czyjś intymny świat, ale też i ignorować tego, czego może ode mnie potrzebować.
- Szczere miłosierdzie i myślenie o innych (konsekwencja wrażliwości).
- Świadomość własnej ograniczoności - a stąd tolerancja. Nie chodzi absolutnie o tolerancję w rodzaju tej proponowanej przez współczesny świat (wszystko jest dobre, co ktoś uzna za dobre), ale o nieosądzanie innych nakazane przez Chrystusa - „taką miarą, jak wy mierzycie, taką i wam odmierzą”, „widzisz drzazgę w oku bliźniego, a belki w swoim nie widzisz”.
- Wiążąca się z poprzednią cechą: świadomość ograniczoności w ogóle wszelkiego ludzkiego poznania, duchowości. Także duchowości charyzmatycznej, maryjnej, franciszkańskiej, chrystocentrycznej, teocentrycznej...
- Nieprzywiązywanie się do różnych „drobiazgów” (patrz katecheza Eli) - np. do konkretnego sposobu modlitwy, do mojego sposobu spędzania czasu, do konkretnego kapłana czy lidera. Bez tej wolności szybko uczynię sobie bożki zamiast prawdziwego Boga.
- Zdrowy stosunek do autorytetu w Kościele. Uczy tego np. spór o datę Wielkanocy - można krytykować despotyczny styl papieża Wiktora, a jednak być mu posłusznym. Posłuszeństwo oznacza rezygnację z absolutyzowania własnego przekonania, a nie zwolnienie się z obowiązku rozeznawania duchowego.
- Zrozumienie podstawowych elementów budujących Kościół i uświadomienie sobie własnego miejsca. Jaka jest rola proroka? Jaka jest rola pasterza (apostoła)? Ewangelizatora? Duszpasterza (animatora, diakona)? Nauczyciela? Szarej owcy? Nie ma szarych owiec! Kto tego nie zrozumiał, nie dojrzał jeszcze do wspólnoty. Nawet najbardziej „szara” posługa może wielce budować Kościół, jeśli jest spełniana z taką świadomością, że czynię ją nie dla własnej doskonałości, ani też dla świętego spokoju, ale właśnie dla Ciała Chrystusa.
- Uczciwe podejście do modlitwy osobistej. Jeśli nie „oddycham duchowo”, jak mogę się rozwijać? A jeśli się nie rozwijam, to z czego mam dawać innym? Modlitwa osobista daje niewiarygodnie dużo - uczy wielkoduszności, Bożego spojrzenia, oczyszcza moje sumienie, wzmacnia duchowo...
- Wspólna modlitwa i słuchanie wspólnego nauczania. Człowiek pozostawiony sobie, z zasady zaczyna się kręcić w kółko. To inni są zawsze punktem odniesienia. Dlatego modlitwa osobista domaga się uzupełnienia w modlitwie wspólnej. Własne przemyślenia domagają się „starcia” z przemyśleniami innych.
- Wzajemne zaufanie.
- Służba we wspólnocie (diakonia). Człowiek, który nie daje, kiśnie. Nie można tylko brać, albo się przypatrywać. Jeśli nie będę wnosił do wspólnoty swojej inicjatywy, to szybko zacznę krytykować, szemrać i burzyć wspólnotę.
- Dojrzewanie w normalnych aspektach psychologicznych - chodzi tu m.in. o umiejętność komunikacji, asertywność, odpowiedzialność, umiejętność planowania.
- Otwartość na sytuacje nieprzewidziane.
Czynniki burzące wspólnotę:
- Brak dojrzewania duchowego - pozostawanie ciągle na tym samym poziomie. Wspólnota niejako zakłada moją dojrzałość (lub dojrzewanie), tymczasem ja nie dbam o żywą relację z Bogiem. Jeśli nie dojrzewam, to zawodzę złożonemu we mnie zaufaniu.
- Brak formacji intelektualnej. To musi zrodzić albo dogmatyzm, albo fideizm, albo fanatyzm. Formacja intelektualna jest oczywiście na miarę moich możliwości - czego innego wymaga się od teologa, czego innego od kogoś z wykształceniem podstawowym.
- Usiłowanie przerobienia wszystkich na swoje poglądy - rodzi się z dwóch poprzednich, a także z braku pokory
- Stawianie proroka ponad apostoła
- Traktowanie wspólnoty jako kółka dyskusyjnego, kółka wzajemnej adoracji, metody duszpasterskiej, pola do spełniania własnych potrzeb religijnych lub aspiracji przywódczych. Wspólnota jest ciałem Chrystusa - nikt nie ma prawa używać jej do jakichkolwiek, najbardziej nawet szczytnych celów. Tylko sam Chrystus - Głowa ma prawo używać swego ciała. Wspólnota Kościoła nigdy nie może być środkiem, a tylko celem. Ks. Blachnicki kiedyś ostro zareagował na próbę określenia ruchu Światło-Życie jako „metody duszpasterskiej”. „To nie metoda duszpasterska, tylko własność i dzieło Niepokalanej!”
- Wybujałe potrzeby religijne. Z tego trzeba się leczyć, tak samo jak z erotomanii albo obżarstwa. Chrześcijanin żyje wiarą, a nie zaspokajaniem potrzeb religijnych. Zob. Mi 6,6-8.
- Poszukiwanie niezwykłości oraz skrajne poglądy. Szukanie objawień, znaków, nadzwyczajnej doskonałości zawsze prowadziło do herezji lub schizm. Montanizm, messalianizm, gnoza, jansenizm, kwietyzm. Gonienie za objawieniami - to wyraz poprzedniego problemu: nie chcę pozostać przy wierze, lecz chcę wszystko mieć powiedziane wyraźnie i widoczne jak na dłoni.
- Nieumiejętność przechodzenia kryzysów duchowych. One zdarzają się jako naturalne prawo życia duchowego - łatwo wtedy za nie winić wspólnotę. Owszem, często kryzys duchowy wymaga czasu „pustyni”, ale nie z poczuciem żalu i opuszczenia przez braci.