Dlaczego?
Nie myśl, że mogę na jednej czy kilku stronach www opowiedzieć Ci o Jezusie. Nawet gdybym napisał o Nim całą książkę, a Ty byś ją przeczytał, czy mógłbyś powiedzieć, że znasz Jezusa? Ja w swoim życiu czytałem sporo książek na temat Napoleona, Mickiewicza, Szekspira i wielu innych postaci historycznych. I tak naprawdę to wiem jedynie, co na ich temat myśleli autorzy książek, znam trochę faktów z życia tych osób, trochę słów, które wypowiedzieli lub napisali. Ale nie mogę powiedzieć, że znam te osoby. Z ledwością mogę powiedzieć, że znam ludzi, z którymi chodziłem do szkoły - co ja tak naprawdę wiem o nich? Ile z nich zwierzało mi się z tego, co jest ich największymi pragnieniami, troskami, lękami? Nawet osoby mi najbliższe znam tylko do pewnego stopnia - ciągle potrafi mnie zadziwić moja własna żona czy brat. Żeby naprawdę poznać drugą osobę, trzeba nie tylko znać to, co mówi czy też co inni mówią na jej temat, ale trzeba ją spotkać i ... pokochać
Tak też jest w przypadku znajomości osoby Jezusa. Można czytać Ewangelię i rozważania innych ludzi na Jego temat, a jednak wcale Go nie znać. Jedynym sposobem, aby poznać Jezusa i zrozumieć, kim jest, jest spotkać Go.
- No tak - powiesz - jeśli nie wierzę w Jezusa, to jak mam Go spotkać?
Czy naprawdę uważasz, że do spotkania kogoś jest potrzebna wiara w niego? Czy idąc po ciemnej ulicy musisz wierzyć w bandytę, żeby go spotkać? Tu oczywiście słowo "spotkać" znaczy tyle samo, co "dostać po ryju" :). Każdego człowieka spotyka się w taki sposób, w jaki chce on się spotkać z tobą. Złodziej przychodzi, żeby kraść i niszczyć. Jezus przychodzi, aby dotknąć najczulszych miejsc w Twoim sercu. Z Twojej strony potrzeba więc nieco więcej niż wyjście na ciemną ulicę - musisz zgodzić się na wejście w ciemność, w której Twoje zmysły nie widzą wszystkiego, Twój umysł nie decyduje o wszystkim, w której musisz zaufać Komuś, kto widzi lepiej, kto wie lepiej i kto może nieskończenie więcej od Ciebie.
Czy możesz powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że Jezus nie istnieje, albo że był tylko jednym z wielu zwykłych ludzi w historii ludzkości? Skąd to możesz wiedzieć? Skąd możesz być pewny?
Pierwszym, czego Ci naprawdę potrzeba, by spotkać Jezusa, to abyś zrezygnował z umysłowej hermetyczności i przyznał, że w rzeczywistości nie wiesz, czy jest On tym, za kogo się podawał: Bogiem. Pomyśl: czy kamień może zrozumieć świat i przeżycia mrówki?
Nie, bo jest w swej istocie czymś niższym od mrówki. Czy mrówka jest w stanie zrozumieć człowieka, jego przeżycia, pragnienia, kulturę, celowość jego działania? Tak samo nie. Ze swej natury zamknięta jest ona w świecie swego instynktu i to, co czyni człowiek nie ma dla niej sensu. Ba, nawet sam wygląd człowieka odbiera ona inaczej niż my, gdyż posiada bardzo odmienne narządy zmysłów. A teraz pomyśl: czy możesz na pewno powiedzieć, że Boga nie ma?
To, że Go nie widzisz nie jest żadnym dowodem. To co widzisz jest bardzo ograniczone - konkretnie spektrum światła widzialnego. Wszystko to, czego nie widzisz, poznajesz po skutkach. Nie widzisz cząstek elementarnych, ale dzięki fizyce znasz skutki ich istnienia. Ponieważ są one w swej istocie jeszcze niższe od mrówki i kamienia, człowiek może sprawdzać ich działanie poprzez powtarzające się eksperymenty w laboratorium. Jeśli przyznasz, że nie ma podstaw, aby z góry zakładać, że to, czego nie widzisz, to nie istnieje, to musisz przyjąć, że możliwe jest, że istnieje Bóg. Jeśli więc Bóg jest Bogiem, to znaczy istotą najwyższą, to z samego założenia Bóg jest istotą nieskończenie wyższą od człowieka. Dystans dzielący człowieka od Boga jest nieskończenie większy niż dzielący mrówkę od człowieka. Dlaczego więc człowiek miałby zrozumieć Boga, pojąć Go swoim umysłem? Bóg nie podlega eksperymentom w laboratorium. Można by powiedzieć w przenośni, że to człowiek może podlegać eksperymentom Boga.
Przyznasz więc, że Bóg mógłby stworzyć człowieka wyłącznie dla swej własnej przyjemności i eksperymentu.Czy garnek może powiedzieć garncarzowi: "źle mnie stworzyłeś"? Albo: "zostaw mnie w spokoju"? Czy to, że czegoś brakuje Ci w życiu, że jesteś nieszczęśliwy jest dowodem, że Bóg jest zły albo w ogóle Go nie ma?
Nie, nie jest to dowodem na nic. Nie jest to wcale sprzeczne z ideą Boga - ma On prawo czynić, co chce. Nie musiał stwarzać człowieka i nie ma też obowiązku zapewniać mu ciągłego szczęścia.
A jednak...
A jednak Bóg nie traktuje człowieka jak rzeczy podległej eksperymentowi. Naprawdę, jeśli dobrze się zastanowić, to podobnie jak nieskończony dystans dzieli człowieka od Boga, tak też nieskończony dystans dzieli człowieka od całej przyrody. Człowiek jest jedyną istotą w świecie przyrody, która nigdy nie ma dosyć, nigdy nie jest szczęśliwa, ciągle czegoś szuka, chce ciągle więcej i więcej. A gdy odkrywa to więcej, stwierdza, że w dalszym ciągu mu to nie wystarczy. Judaizm i chrześcijaństwo rozumieją to ciągłe dążenie ku czemuś więcej jako dążenie ku Bogu. Innymi słowy, Bóg, stwarzając człowieka, stworzył Go podobnym Sobie i wszczepił w jego serce pragnienie Boga. Choć więc człowiek jest istotą nieskończenie niższą od Boga, Bóg stworzył go tak, aby był partnerem samego Boga.
Na usta ciśnie się pytanie: "Dlaczego więc, skoro człowiek ma być partnerem samego Boga, to nie jest tym partnerem, ale ciągle dąży do czegoś, ugania się za czymś i ciągle odczuwa pustkę i niezaspokojenie?" Otóż chrześcijaństwo i judaizm mają na to pytanie bardzo jasną odpowiedź: aby być podobnym do Boga, człowiek musiał być obdarzony wolnością i zrozumieniem. Gdyby Bóg nie dał człowiekowi wolnej woli, to nie byłoby to żadne podobieństwo do Boga i człowiek byłby zabawką w ręku Boga, a nie partnerem. Bóg chciał i nadal chce, aby człowiek wybrał Go jako swego przyjaciela z wolnej woli. Bez żadnego przymusu. Wolność oznacza również rozwój. Gdyby Bóg stworzył człowieka "gotowym", to oznaczałoby to, że człowiek nie ma wyboru, lecz mając całkowicie ukształtowany umysł i wolę wybiera oczywiste dobro - Boga. Bóg chciał, aby człowiek rozwijał się - by stopniowo odkrywał dobro i prawdę, tak by mocą swojej suwerennej decyzji coraz bardziej wybierał Boga. Człowiek jednak, idąc za przykładem niektórych innych wolnych istot stworzonych przez Boga (aniołów) zechciał "wypróbować" swoją wolność. Zamiast wykorzystać ją do rozwoju, wykorzystał ją buntując się przeciw Bogu. Jeśli czujesz w swym sercu niepokój, zastanawiasz się, skąd na świecie tyle zła, dlaczego cierpią niewinni, dlaczego organizm człowieka - mimo że wyposażony we wspaniały system immunologiczny - ulega chorobom, to, według Biblii, wszystko to jest skutkiem tego właśnie buntu. Biblia opisuje ten bunt w sposób obrazowy jako zerwanie jabłka z drzewa.
Chrześcijanie i Żydzi wierzą, że Biblia nie jest zwykłą księgą, lecz że jest zbiorem ksiąg napisanych pod natchnieniem samego Boga. Boga, który nie chciał zostawić człowieka ze skutkami jego buntu - ale z drugiej strony, nie chciał też niszczyć swego daru wolności. W jaki więc sposób mógł przywrócić człowieka na właściwą ścieżkę rozwoju? Być może istniało wiele różnych rozwiązań. Ale On wybrał najdoskonalsze: sam stał się człowiekiem, przez co objawił się człowiekowi w pełni, a jednocześnie w taki sposób, który był właściwy człowiekowi. Chrześcijanie wierzą Jezusowi, że to właśnie On jest tym Bogiem-człowiekiem. Jednoznacznie to właśnie twierdził sam o sobie. Możesz powiedzieć: nie, nie chcę tego uznać. Ale chyba powinieneś się zastanowić, co z tego wynika, jeśli to, co powiedział Jezus sam o sobie jest prawdą. Jeśli rzeczywiście tylko On jest Drogą, Prawdą i Życiem i nie ma innej drogi do Boga, jak tylko przez Niego, to odrzucając Jezusa, odrzucasz samego Boga. Skazujesz się na wieczne pragnienie tego, czego nie możesz osiągnąć, bo nie chcesz przyjąć jedynego sposobu osiągnięcia wypełnienia Twoich najskrytszych pragnień - Jezusa. Tylko On jest Drogą powrotu do Ojca. Jeśli będziesz chciał zrealizować swoje człowieczeństwo bez Jezusa, będziesz realizował swoją wolność bez Boga, zamiast rozwijać się, będziesz chodził w kółko. Być może, parafrazując słowa Jezusa, zyskasz cały świat, zrozumiesz wszystko, osiągniesz niewiarygodny postęp technologiczny czy naukowy, ale nie zrozumiesz samego siebie i poniesiesz szkodę na swojej własnej duszy. "Cóż za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?" (Mk 8,36-37). Tylko Jezus może dać ci wyzwolenie z grzechu, to znaczy z szukania dobra poza Bogiem.
Czy czytałeś kiedyś Ewangelię?
Jeśli czytałeś, czy nie uderza Cię w niej zupełna inność Jezusa od wszystkich innych założycieli religii? Nie był on księciem znudzonym życiem dworskim, który dopiero musiał odkryć absolut - jak Budda. Jezus jednoznacznie mówił o sobie, że On zna Ojca i zna Go od założenia świata i od zawsze. Nie był człowiekiem uwikłanym w waśnie rodowe i plemienne, którego o Bogu musiał pouczać anioł Gabriel - jak Mahomet. Od samego początku był On niezależny od swojej rodziny i potrafił w wieku 12 lat zażyć swą mądrością uczonych w Piśmie (ale był też posłuszny rodzicom, aby dać nam przykład oświeconego posłuszeństwa). Gdy mówił o sobie jako Bogu, bezustannie potwierdzał to czynami, których dokonać może jedynie Bóg lub ktoś, komu sam Bóg udziela takiej władzy: wskrzeszał zmarłych, odpuszczał grzechy, wypędzał legiony złych duchów, znał na wskroś serce i zamiary każdego, z kim rozmawiał; zgodnie z danym słowem zwyciężył śmierć i zmartwychwstał.
Mity Greków i Rzymian wyrażały przekonanie o tym, że Bóg (czy bogowie) mieszają się w sprawy ludzkie, a także potrafią zrodzić z kobiety pół-bogów. Czy to znaczy, że Ewangelia jest mitem? Wcale nie. Raczej to mity są wyrazem autentycznej tęsknoty tęsknoty za tym, żeby Bóg rzeczywiście stał się człowiekiem i przekonania, że ludzki los bez Boga nie da się wyjaśnić? Z pewnością nie było przypadkiem, że Dobra Nowina, którą przyniósł Jezus przyjęła się tak szybko i dobrze właśnie w świecie grecko-rzymskim. Nie przypadkiem również Ewangelie wytrzymują wszelkie próby podważenia ich historycznej wiarygodności - ponieważ, w odróżnieniu od Koranu i Księgi Mormona nie są napisane przez pojedynczego człowieka (czyli subiektywne) Wprost przeciwnie, napisane zostały przez cztery różne osoby i podlegały weryfikacji znacznej ilości osób, które na własne oczy widziały Jezusa i słyszały to, co mówił. Czas ich powstania mieści się w zakresie jednego pokolenia od opisywanych wydarzeń, co z kolei odróżnia je od ksiąg Starego Testamentu, które podlegały długiemu procesowi wykształcania się (Pięcioksiąg spisany był między IX a V w. pne, wcześniej zaś przez wiele stuleci przekazywany był ustnie) czy też ksiąg Wedy, które powstawały przynajmniej od 1300 pne (być może nawet od 4000 pne) do 400 pne, nawet jeśli liczyć jako moment końcowy powstanie tylko bezdyskusyjnie przyjmowanych Upaniszad.
Pomyśl teraz. Jezus mówi w Ewangelii:
Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że JA JESTEM, pomrzecie w grzechach swoich. (...) Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie, a prawda was wyzwoli. (J 8,24.31-32)
Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. (Łk 10,22)
Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. (...) Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów. (Łk 9, 24.26).
Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. (...) A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego [aluzja do śmierci na krzyżu], aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. (J 3, 5.14-19).
Co więc konkretnie mam zrobić, żeby Go spotkać?
Czy to, co mówi Jezus nie porusza w Twym sercu jakiejś czułej struny? Czy chcesz mieć życie, które pochodzi od samego Boga, życie bez końca? Czy chcesz być wolny? Czy chcesz żyć w swoim małym świecie, czy też być członkiem Królestwa Bożego?
Jeśli tak, to poświęć kilka dni na lekturę Ewangelii. Przeczytaj to, co Jezus mówi o sobie i swoim Królestwie. Jeśli jesteś ochrzczony, wystarczy, że świadomie przyjmiesz ten dar, który już otrzymałeś na chrzcie (to trochę jak paczka, na którą w momencie chrztu otrzymałeś aviso, ale dopóki nie pójdziesz po nią, nie możesz się nią cieszyć). Jezus jest cały czas otwarty na Ciebie. Wystarczy, że Ty otworzysz się na Niego - możesz się z Nim spotkać w każdym czasie i miejscu: ważna jest Twoja intencja, by się z Nim spotkać. Stań przed Jezusem i powiedz mu, że uznajesz, że sam nie możesz odzyskać utraconej drogi do Ojca. Wyznaj, że wierzysz, że tylko On jest Drogą do Ojca, że On jest rzeczywiście Twoim Panem i Zbawicielem. Mogę Cię zapewnić, że Twoje życie zmieni się od tego momentu, bo Jezus nigdy nie pozostaje głuchy na takie wyznanie. Poszukaj też innych chrześcijan świadomych swego chrześcijaństwa - np. grupy ruchu Światło-Życie, neokatechumenatu, grupy Odnowy w Duchu Świętym, ponieważ Jezus normalnie udziela swej łaski we wspólnocie Kościoła, która jest zaczątkiem Jego królestwa. Taka grupa pomoże ci zrozumieć, jakie jeszcze łaski przygotował dla ciebie Jezus i co potrzebujesz zmienić w sobie, żeby móc je przyjąć.
Jeśli nie jesteś ochrzczony, to potrzeba ci także sakramentalnego znaku: chrztu. Spróbuj znaleźć jakiegoś mądrego kapłana, który potrafiłby wtajemniczyć cię w tajemnicę chrześcijaństwa i doprowadzić do chrztu. Z reguły kapłani odpowiedzialni za duszpasterstwo akademickie lub inni nie związani bezpośrednio z pracą w parafii są w tym przypadku najlepsi - mają więcej czasu i przeważnie więcej doświadczenia w pracy z osobami nieochrzczonymi. A kiedy przyjdzie moment chrztu, również przyjmij Jezusa jako Pana i Zbawiciela.